Obserwatorzy

środa, 25 kwietnia 2012

Piracki koszmar ;)

A chciałam dobrze. Chciałam chłopakom zrobić frajdę :) I w sumie zrobiłam, szkoda tylko, że sama mam już tej frajdy serdecznie dość. Pytanie było niewinne:
- Chcecie mieć na ścianie piracki statek?
- Taaaaaak! Taaaak mamo prosiiiimyyyy, prosiiiimyyyyy!
Cóż, nawet się ucieszyłam, że znowu odkopię moje pędzle, farby, że dzieciaki szczęśliwe. Znalezliśmy w necie statek jaki nam pasował, zrobiłam wydruk, na ścianie w skali siatkę, naszkicowałam, hm... nawet niezle wyszło ;)

- mamusiu, tylko Ksysio by chciał mieć żagle niebieskie a Kubuś cerwone wies?
- (???)  Jak to? Rysujemy DWA statki?
- Dwa! jeden dla Kubusia i jeden dla Ksysia!
- ahaaaaa

I tak rozpoczęłam wielką przygodę piracką. Uwierzcie lub nie, ale zajęło mi to prawie dwa miesiące! W tzw. między czasie okazało się, że ściany w pokojach chłopaków pomalowane są zadziwiająco beznadziejną farbą (chyba nawet zewnętrzną!) na której to nic się nie trzyma i prawdopodobnie powinnam była najpierw wyszorować ściany odtłuszczaczem. Oczywiście tego nie zrobiłam, dziubałam więc dzielnie malutkim pędzelkiem, zużyłam dwa, spore opakowania farb, ręka mi prawie odpadła. No przyznaję, że musiałam się wykazać ogromną cierpliwością i samozaparciem. I są! DWA pirackie statki. W trakcie prac powstał też pomysł dodatkowy, że pokoje to kajuty więc statek musi być widoczny jakby za oknem (!!!) a to okno musi być bulajem no bo jakie inne okno może być na statku ;) Sporo jeszcze innych pomysłów miały moje dzieci ale kilka z nich skutecznie zignorowałam :)
Oczywiście farby na ścianach tak mnie wkurzały, że pokoje będą całe przemalowane (czeka mnie więc teraz cierpliwe oklejanie taśmą bulajów, żeby móc pomalować resztę!).

Efekty zmagań poniżej, oczywiście ten czerwony nie jest jeszcze skończony bo brakuje błękitu nieba.... obiecałam sobie, że dokończę DZIŚ... zobaczymy.
Jakość zdjęć średnia ale mam pod ręką tylko telefon a bardzo już chciałam mieć etap statków za sobą hihihi. Dobrze chociaż, że dzieciaki szczęśliwe!







Pozdrawiam serdecznie
Syl w pirackim widzie ;)

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Spacerem po Colmar...

    Ech.... no i gdzie ta wiosna, piękna, francuska, ukwiecona? Gdzie? Do końca tygodnia prognozy przyprawiają mnie jedynie o ból głowy i niepohamowaną chęć zakopania się pod kocem.
W lutym biegałam już w balerinach i samej koszuli, skandal! Qelle horreur!
Kupiliśmy z dzieciakami parasol ogrodowy, jest piękny, wielki i błękitny.... i leży sobie spokojnie w domku w pokrowcu,  pokrowiec też piękny, błękitny więc nie jest tak zle :)

W oczekiwaniu na trochę bardziej suche i słoneczne dni, poniżej sesja pt. "Spacerem po Colmar" takie moje wizje małe, mam nadzieję, że przypadną wam do gustu bo ja dziwna jestem troszkę, podoba mi się nawet kawał odłupanego tynku i sztruksowa marynarka pewnego Pana :) Zapraszam.









A na deser, zarys dosłownie, klimatów mojego domu i kolorów, stylów, które uwielbiam.
Obecnie króluje u mnie biel i szarości wszelakie, coraz więcej jest czerni o dziwo, kratek, pasków, groszków. I róż! Róż i już! Uwielbiam, żyję pod jednym dachem z 3 facetami i psem, róż to mój kobiecy azyl ;)




Pozdrawiam wiosennie (siła sugestii podobno działa cuda!)
Syl

czwartek, 12 kwietnia 2012

Gdzie ja właściwie jestem ?

      Wjeżdżając do Colmar od strony Strasburga, dojeżdżając do pierwszego lub drugiego w mieście ronda, ci bardziej roztargnieni mogą mieć problem z określeniem kraju w którym się znajdują. Powód? Pomnik stojący dokładnie na samym środku ronda (zdj.)



Przecież gdzieś już się go widziało! I to na pewno NIE BYŁA Francja! :)

Statua Wolności została podarowana Stanom Zjednoczonym w setną rocznicę ogłoszenia Deklaracji Niepodległości ale mało kto docieka, kto był jej twórcą. A pomysłodawcą i twórcą tego pomnika był francuski rzezbiarz  Frédéric Auguste Bartholdi, który stworzył liczne rzeźby sławiące wojenne męstwo Francuzów, po utracie przez Francję jego rodzinnej Alzacji. Co ciekawe, w zaprojektowaniu szkieletu rzezby pomagał Bartholdiemu sam Gustaw Eiffel.
Czyli, ni mniej ni więcej, gdyby nie Francja......  daruję sobie dalsze gdybanie na ten temat, bo a nuż mnie jakiś obywatel USA podczytywać zacznie ;)
Swoją drogą ciekawe, jak wielu mieszkańców NYC zna rodowód tej dumnej damy? Hm... jeśli nie znają, ich strata, może ich lepiej nie uświadamiać?

Pozdrawiam i dziękuję za komentarze pod poprzednim wpisem. Są dla mnie bardzo ważne.

środa, 11 kwietnia 2012

Un, deux, trois.... oh la la ...

Czy ja już pisałam, że jestem humanistką? HU-MA-NI-STA... to taki człowieczek, który raczej na bakier był z matmą :) A taki ktoś ma ciężko we Francji, przynajmniej na początku drogi. Dlaczego? Liczebniki, liczebniki (les chiffres). Chyba nadszedł czas, abym zwróciła honor Pani prof. Zofii P., która zawsze ze zbolałą miną oddawała moją klasówkę i zawsze mi powtarzała, że matematyka jest ważna, że jeszcze kiedyś mi się przyda, żebym to doceniła. No to się właśnie przydała. 
Francuskie liczebniki, zmora początkujących. Moje dzieci w przedszkolu (ÉCOLE MATERNELLE) uczą się liczyć do 10... uff dobrze, że dzieciaki oszczędzili. Pomiędzy 10 a 20 występuje już pewna komplikacja ale w sumie wystarczy wykuć na pamięć. Między 20 a 69 ... banał, wszystko idzie trybem tzw logicznym. I tu kończą się wakacje. Aby powiedzieć 70 należy w myśli ogarnąć 60+10 (soixante-dix)  .... potem jest już tylko gorzej... 80 to 4 dwudziestki (quatre-vingts) a 90 to 4 dwudziestki + 10 (quatre-vingt-dix) ...
 Pół jeszcze biedy, gdy używacie tzw dziesiątek ale co, jeżeli chcemy powiedzieć 72 lub, o zgrozo, 89!? 
Łatwizna! 72 (soixante-douze) = 60 + 12 .........  89 (quatre-vingt-neuf) = 4 x 20 + 9 ....... łatwizna czyż nie?! 

Ostatnio chciałam zabłysnąć i podać Pani w okienku moją datę urodzenia... mogłam przewidzieć, że to za wcześnie na sukces :) I tak mam szczęście, urodziłam się w latach  70-tych, biada tym z 80-tych :) 

rok 1982 (mille neuf cent quatre-vingt-deux) = 1000+900+4x20+2 .... :) 

Pozdrawiam

wtorek, 10 kwietnia 2012

"Tu meny pipul in otel ilton"

Taką oto frazę usłyszałam ostatnio na ulicy. Kto zgadnie :) ?

Wiadomo, że przyjeżdżając do innego kraju, warto nauczyć się tutejszego języka. Ja przyjechałam na 3 lata więc tym bardziej! Jednak zawsze na samym początku chciałoby się choć maleńkiego ułatwienia, choć odrobinki podpowiedzi, choć cienia szansy, że ktokolwiek mówi po angielsku? A jakże! Mówi! Szkoda, że mówi jak w tytule postu :) Osobiście popełniłam "francuski błąd podstawowy", nauczyłam się tzw. zwrotów grzecznościowych. Czym to grozi? Jeżeli wchodzisz do: sklepu, restauracji, szkoły, przedszkola, na targ staroci i mówisz grzecznie "bonjour" otrzymujesz w zamian przynajmniej 10 zdań z zapytaniem o samopoczucie, pogodę, dzieci, męża, psa, kota itp :) i wszystko fajnie tyle, że poza rzeczonym "bonjour" nie jesteś w stanie odpowiedzieć na żadne z postawionych hurtem pytań :) Pech! Ano pech "mon amour" .... nie godzi się, doprawdy nie znać języka Moliera ;) Uczę się więc pilnie.... od trzech tygodni. Będę Wam tą naukę streszczać w kolejnych postach ;) Moja nauczycielka jest na wskroś francuska, ze swymi "lunettes de soleil", ze swoim "prychaniem" na zło tego świata i niezrozumienie dla francuskiej kultury. Eh... je l'aime! 


... bo listonosz jedzie

 

A taki pierwszy smaczek dla Was, moi czytelnicy:) W sumie, w takich klimatach, sama mogłabym być listonoszką. Wąskie uliczki Colmar, rozwiany warkocz i obowiązkowa pogawędka z każdym niemal napotkanym po drodze mieszkańcem. Byleby nie "wpaść" z listem w porze lunchu! :)

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Pierwszy i niesmiały...

Doprawdy, nie wiem o czym ma być pierwszy post na blogu.... Od trzech miesięcy mieszkam w Alzacji czy to dostateczny powód do dzielenia się wrażeniami? ;) Moje przyjaciółki powiedzą, że TAK, więc postanowiłam się podzielić :) Jeszcze nieśmiało, ale początek jest najtrudniejszy czyż nie?
To będzie blog o mnie, moich emocjach, ale też o moich pasjach, czyli wnętrzach. Uwielbiam je tworzyć i dostosowywać do swoich nastrojów.  Miałam wiele "domów" i niestety moje życie pokazuje, że jeszcze wiele ich mieć będę. Muszę więc dostosowywać swoją rzeczywistość i tzw "stan zastany" do własnych potrzeb.
A,  że poprzeczkę stawiam wysoko..... to już inna kwestia :) Mam nadzieję, że miło wam będzie czasami do mnie zajrzeć. Zostawiajcie swoje komentarze, bo to sygnał dla mnie, że warto dalej pisać ;) ............. jak tylko opanuję ten blogger to zacznę wstawiać zdjęcia.  Obiecuję ;)

Syl